sobota, 10 października 2015

Od Lory C.D. Edgara

    - Co...to było? - spytał zdezorientowany Edgar obracając w rękach kartkę, którą przed chwilą dostał.
- Oh, to Chejron, nasz nauczyciel - wyjaśniłam, a widząc jego nadal nieco zdziwioną minę dodałam - Widocznie się gdzieś spieszył - chłopak rzucił okiem na kartkę. - Dzisiaj co prawda jest niedziela, ale od jutra zaczynamy lekcje tuż po śniadaniu.

***

    Rano jak zwykle obudziłam się dość wcześnie bo około piątej. Nie mogąc spać usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Po drógiej stronie dużego pokoju spał Edgar przykryty kołdrą po uszy i odwrócony do mnie plecami. Jako, że oboje jeszcze nie wiedzieliśmy czyimi dziećmi jesteśmy musieliśmy spać w jednym domku - domku Hermesa. Cicho, żeby go nie obudzić, postawiłam bose stopy na drewnianej podłodze. Schyliłam się by wyciągnąć z pod łóżka podręcznik do mitologii, w którym opisane były rodzaje potworów. Rzuciłam książkę na poduszkę, zagarnęłam rozpuszczone wlosy za uszy kładąc się już na brzuchu, a następnie otworzyłam podręcznik tam gdzie skończyłam czytać:
"Harpie - zabójcze ptaki o twarzach kobiet. Zwane są takż e porywaczkami dzieci..."
I tak czytałam sobie aż do wpół do ósmej. Wtedy stwierdziłam, że mogę się zacząć zbierać na śniadanie. Głośno zatrzasnęłam książkę już nie patrząc na to czy dalej śpiący Edgar się obudzi. Wręcz przeciwnie. Gdy schowałam podręcznik podeszłam do jego łóżka i postanowiłam go obudzić. W domu zawsze wstawałam pierwsza więc nikt nie musiał mnie budzić ale moje przyrodnie siostry zawsze budziły się nawzajem więc podpatrzyłem u nich kilka brutalnych technik. 
- Edgar! - wrzasnęłam najpierw. Nic. Spał jak zabity. - Wstawaj zaraz śniadanie! - chłopak tylko jęknął przekręcając się na brzuch i z głową w poduszce dalej smacznie spał. Dobra, nie to nie. Chwyciłam za materac i z trudem podniosłam go do góry. Mimo, że jestem drobna to wcale nie jestem jakąśtam słabą dziewczynką, o nie! Gdy materac znalazł się prawie w pionie Edgar wraz z całą pościelą sturlałam się z niego i z hukiem spadł na podłogę. Gdy tylko zorientował się co się dzieje spiorunował mnie wzrokiem.
- Co ty robisz?! Zwariowałaś?! Nie można było mnie normalnie obudzić?! - wrzasnął.
- Próbowałam cię normalnie obudzić, no ale cóż... 
- Z resztą, która godzina? - rozejżał się po pokoju i zerknął na jedyny zegar wiszący nad drzwiami. - Mamy jeszcze aż pół godziny!
- powiadasz? Ja myślę, że ty jesteś synem Hypnosa - powiedziałam nie wzruszona jego krzykami i udałam się w stronę łazienki. 
    
    Po śniadaniu, na które zjadłam całe stado kanapek z awokado oraz wielki kubek mleka...

- Lucy, a czy ty przypadkiem nie jesteś wegetarianką? - powiedział nagle Pan D. siedzący z nami przy stoliku i popijający dietetyczną colę. 
- Jestem i nazywam się...
- A czy wegetarianie piją mleko?
Westchnęłam zupełnie załamana - Tak Panie D. Wegetarianie piją mleko - jakby dla podkreślenia moich słów jednym dużym łykiem dopiłam mleko do końca.

...poszliśmy na pierwsze lekcje...

                                                                            ***

    Na lekcji starożytnej greki Edgar nieco się nudził, a ja wręcz przeciwnie. Właściwie to gadałam chyba więcej niż Chejron. Nie mogłam się zamknąć na dłużej niż cztery minuty, a to i tak był rekord. Co chwilę albo dokańczałam zdanie za centaura, albo coś dopowiadałam do jego wypowiedzi. Oprócz tego oczywiście na każde pytanie strzelałem odpowiedzią jak z procy. Jakby od tego jak szybko odpowiem zależało moje życie conajmniej. 
- ...No dobrze - oznajmił Chejron - W takim razie kto mi powie, może teraz Edgar, jak nazywali się tytani czterech stron świata...?
- Krios, Kojos, Japetos i Hyperion! - wypaliłam zanim zdałam sobie sprawę, że pytanie nie było do mnie. 
- Bardzo dobrze...Edgarze - odparł Chejron z naciskiem na imię żeby podkreślić, że nie o mnie chodziło. 
- Wyluzuj, nie jesteś na wyścigach - dodał Edgar, który w tym czasie zdążył tylko otworzyć usta.
    
    Kiedy przyszła pora na szermierkę ja i Edgar spodkaliśmy się na arenie. Zaraz też przyszedł Chejron i kazał nam wybrać po jednym mieczu z tych, które znajdziemy w zbrojowni. Nie była to moja pierwsza lekcja szermierki i z małego ale jednak doświadczenia wiedziałam już, że najlepiej mi się walczy krótkim mieczem więc taki też wzięłam. Edgar wolał dłuższy i pewnie trochę cięższy miecz. Na początku lekcji Chejron pokazywał nam różne pchnięcia oraz tłumaczył jak się bronić. 
- Centaury walczą zupełnie inaczej niż ludzie więc za dużo was nie mogę nauczyć. Myślę, że kiedyś wy zostaniecie nauczycielami i wam pójdzie lepiej uczenie ludzi - zaśmiał się Chejron. 
Gdy wytłumaczył nam już wszystko co mógł mieliśmy ćwiczyć na drewnianych kukłach ustawionych na arenie. W ten sposób mogliśmy ćwiczyć dobrą technikę, ale nie szybkość ani obronę ponieważ manekiny się nie ruszały. Dla tego w drogiej połowie lekcji Chejron kazał nam włożyć prawdziwe zbroje (chciaż greckie zbroje były dość skromne) i stanąć do pojedynku. Nigdy przedtem nie walczyłam z drógim herosem poneważ zwyczajnie nie było nikogo innego. 
    Stanęliśmy na przeciwko siebię, a ja poczułam się jakbym była gladiatorem i wyobraziłam sobie, że trybuny przepełnione są bogatymi ludźmi, którzy z radością tylko czekają na to aż któreś z nas zginie. Przestań! Pomyślałam. Ach, ta moja głupia wyobraźnia! 
Na znak Chejrona nasze miecze skrzyżowały się. Brzęk roznosił się echem po pustej arenie. Musiałam przyznać, że jak na pierwszą lekcję Edgar był naprawdę dobry. Co chwilę, któreś z nas próbowało drugiemu wytrącić miecz, ale ani mnie ani jemu się to nie udawało. Uchyliłam się przed ostrzem Edgara, a następnie podskoczyłam gdy celował w moje stopy. Wtedy też zgiął się trochę ale to wystarczyło mi żeby przywaliła mu z łokcia w brak. Myślałam, że wtedy miecz wypadnie mu z ręki ale myliłam się. Chłopak wyprostował się i znów nasze mieczę się skrzyżowały. Edgar sprytnie przekręcił rękę kierując mój miecz w dół, a następnie po prostu uniósł miecz co wystarczyło by ostrze przejechało po moich palcach zostawiając na nich krwawy ślad. 
- Au - syknęłam ale nie wypuściłam broni. Edgar chwycił miecz dwoma rękami i uniósł go do góry z zamiarem zamachnięcia się nim na mnie. Również uniosłem prawą rękę w górę odbijając jego miecz, a następnie szybkim ruchem nadgarstka przekręciłam go i z całej siły pchnęłam w lewo i w dół spychając tam miecz przeciwnika. Zaraz po tym odskoczyłam lekko w tył i wyrzuciłam swój miecz w powietrze z taką siłą by zatoczył w nim dokładnie trzy pełne koła. Ja w tym czasie błyskawicznie kucnęłam, a zdezorientowany Edgar nawet nie drgnął. To dobrze. Przerzuciłam nogi na moją prawą stronę jednocześnie podcinając chłopaka. Popstrzyłam w górę i złapałam miecz. Jest, złapałam! Wstałam tak szybko jak potrafi tylko półbóg z ADHD i wycelowałam broń w leżącego Edgara jednocześnie przydeptując lewą nogą jego miecz, po który właśnie sięgał. 
- Rewanż? - spytał tylko. 
- Dobra. To wstawaj - cofnęłam rękę i kopnęłam jego miecz (czytaj, podałam mu XD).
Ponownie stanęliśmy naprzeciw siebię. Chejron dał nam znak kiedy możemy zaczynać i... zaczęliśmy. Pierwsze pchnięcie wykonałam ja. Zrobiłam krok do przodu prostując rękę ale Edgar trzasnął w mój miecz powodując, że nagle znalazł się on po mojej prawej, a nie z przodu. Cofnęłam rękę w momencie gdy chłopak zamachnął się na mnie z prawej strony. Zdążyłam odbić to pchnięcie i skrzyżowalićmy miecze. Kopnęłam go w kolano ale najwyraźniej się tym nie przejął. Przez dłuższy czas walczyliśmy w ten sposób, że Edgar atakował jedną ręką, a ja się broniłam również jedną rękę tyle, że uniesioną nad głowę. Nie było to zbyt kożystne dla mnie z uwagi na mój krótki mieczyk ale jakoś dawałam radę. Po chwili okręciłam się w kółko i cięłam niemal na oślep jednocześnie uchylając się przed mieczem chłopaka. Mój miecz jedynie przejechał po jego zbroi, a ja zaraz się wyprostowałam, obróciłam nadgarstek i znowu się zamachnęłam. Tym razem trafiłam tak jak chciałam i rozcięłam Edgarowi lewy policzek. Chłopak skrzywił się i zamachnął z lewej strony. Następnie popchnął mój miecz do góry i znów z całą siła udeżył z lewej strony. Dałabym radę to odbić ale nie spodziewałam się aż tak mocnego ataku więc miecz poprostu wypadł mi z ręki. Edgar wycelował we mne, a ja uniosłem ręce w obronnym geście.
- Dobra, wygrałeś - uśmiechnęłam się. Tak, uśmiechnęłam się! Osobiście uważam osoby nie umiejące przegrywać za totalnych przygłupów. - Świetnie ci idzie jak na pierwszą lekcję, ale w sumie czemu się dziwić? Herosi mają walkę we krwi - dodałam podnosząc swój miecz z ziemi. 
- Oboje dobrze się spisaliście - przyznał Chejron - A teraz macie chwilę wolnego więc róbcie co chcecie. I radziłbym wam przemyć te zadrapania. 

Edgar? Rozpisałam się :s

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz