Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Co to jest ten cały Obóz Herosów? I czy ten facet nie pomylił adresów? Może to ktoś inny jest tym całym herosem, czy jak to się mówi… Patrzyłam na Hansa z niedowierzeniem , lecz on nawet na mnie nie spojrzał. Tajemnicza mgła leciała przed nami, jakby nas nie wiadomo po co nas chroniła.
- A… ta mgła to po co? – zapytałam
- Dzięki niej śmiertelnicy nas nie widzą – mruknął.
Dalej już milczałam. Później minęło raptem 30 minut i już wjechaliśmy do jakiegoś zwyczajnego w świecie lasu. Nagle wóz lekko podskoczył i zatrzymaliśmy się.
- Co znowu ?! – krzyknął i obydwoje wyszliśmy z rydwanu. Hans spojrzał na koła.
- Coś… się stało? – zapytałam niepewnie.
- Uderzyliśmy o wystający korzeń i koło się oderwało, a do obozu jest trochę drogi.
- Czyli… wracamy – powiedziałam odwracając się od Hansa.
- Nie! Przecież Jenna prosiłam mnie… - dalej już nie dokończył, gdyż usłyszeliśmy przerażający wrzask. Z oddali dostrzegliśmy jakiś zniekształcony cień zbliżający się w naszą stronę. Po chwili tajemnicze coś ukazało się. Owy mutant wyglądał jak krzyżówka lwa z wilkiem, a w dodatku… nie był sam! Zauważyłam także, jak Hans wyciąga jakiś nóż z kieszeni i… zaraz! To on nosi ze sobą noże? On naprawdę powinien iść do specjalisty, bo widać, że ma problemy.
- Ja zwrócę ich uwagę, a ty omiń ich i idź dalej na przód!
- Nie dasz rady z nimi!
-RÓB CO MÓWIĘ!!! – krzyknął i podszedł w stronę potworów.
Kiedy Hans zbliżył się do nich, wszystkie lwio – wilczo podobne potwory skupiły na nim wzrok. Ominęłam wszystkie potwory bez żadnego szelestu. Nie wiedziałam zbytnio, co zrobić z tym zamieszaniem. Czy mu pomóc czy uciec? Kiedy tak rozmyślałam, mężczyzna uciął dłoń jednego potwora, lecz ona szybko odrosła. Nagle Hans wbił nóż w pierś mutanta, a ten po prostu się rozpłynął, więc zostały do pokonania jeszcze dwa potwory. Wtedy postanowiłam, przydać się do czegoś i zaczęłam rozglądać się za czymś, co by pomogło. Jednak nic nie znalazłam, a kiedy spojrzałam w kierunku mojego towarzysza, został tylko jeden mutant. Znowu zaczęłam się rozglądać za czymś, ale nic nie było prócz patyków i innych takich drobiazgów. Po chwili usłyszałam krzyk należący do Hansa. Spojrzałam w kierunku skąd dochodził. Zobaczyłam Hansa z rozdartą koszulą i potwora pochylającego się nad nim. W tej chwili podbiegłam do leżącego mężczyzny, chwyciłam jak najszybciej nóż i przecięłam potworowi połowę szyi. Monstrum zaczął wić się z bólu, ale nie zwracałam na niego uwagi. Spojrzałam na towarzysza i sprawdziłam bicie serca.
- Jeszcze żyje – powiedziałam sobie kiedy usłyszałam bicie serca.
Rozejrzałam się czy nie ma tego wilczego lwa, ale nigdzie go nie znalazłam. Spojrzałam w górę i dostrzegłam jakieś czerwone świtało w kształcie jakiegoś hełmu. Obraz jakoś mi się kojarzył, ale nie pamiętam z czym. Nie zwracając na niego uwagi, podbiegłam do rydwanu i wyjęłam z niego moje bagaże. Położyłam je koło rannego i wygrzebałam z torby apteczkę, a z niej bandaże, którymi owinęłam Hansa ranę. Mężczyzna lekko otworzył oczy, ale z powrotem je zamknął. Nagle zauważyłam krew koło jego głowy. Widoczne też w te miejsce się uderzył, kiedy upadał. Znowu zawinęłam bandaż na jego głowie i usiadłam koło niego nie wiedząc zbytnio co robić. Przecież byliśmy dosyć daleko od jakiegokolwiek miasta, a ten las jest chyba zamieszkany przez potwory. Wzięłam Hansa na ramię i postanowiłam ruszyć pomimo tego, iż był nieprzytomny. Może kiedy ruszymy na przód, dojdziemy do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca, pomyślałam. Bez żadnych innych myśli ruszyłam na przód.
***
Szłam razem z nieprzytomnym druhem już ładne pół godziny! Byłam zmęczona ciężarem, który musiałam nosić. O dziwo spotkałam tylko jedną grupkę potworów, które udało mi się ominąć. Po chwili usłyszałam jakieś głosy.
- Czy ja dobrze słyszę czy mam halucynacje? – zadałam sobie pytanie spoglądając w stronę, skąd dobiegały dźwięki. Poszłam w ich kierunku i usłyszałam głos jakiś ludzi! Nareszcie jakaś cywilizacja!
Chciałam już pójść w kierunku tej całej cywilizacji, ale usłyszałam jak ktoś już się zbliża i po chwili zobaczyłam jakąś dziewczynę o kasztanowych włosach, w bluzce na której widniał czarny napis : ‘’Obóz Herosów’’. Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na widok dziewczyny z jakimś obandażowanym nieprzytomnym facetem.
- Kim jesteście?! I co tu robicie?! – krzyknęła z przerażeniem.
- Jestem Sara, a ten tu to… Hans.
- Co mu się stało?! Trzeba go zabrać do skrzydła szpitalnego! – krzyknęłam
- No dobrze i… zaraz moment! Ty należysz do Obozu Herosów, tak?
- Owszem. A co?
- Bo ten tu właśnie mnie tam miał zabrać.
- Naprawdę? Czyli mamy nową członkinię obozu. Zaraz cię po nim oprowadzę tylko zajmijmy się nim – powiedziała i pokazała na Hansa.
Kiedy ruszyliśmy do szpitala po drodze spotkałam naprawdę dziwaczne rzeczy, które trudno opisać. Wreszcie po kilku minutach doszliśmy do jakiegoś małego szpitala.
- Zaczekaj tu – powiedziała dziewczyna i wzięła Hans, po czym weszłam do środka. Nie czekałam na nią zbytnio długo.
- No dobra… to skoro jesteś nowa, to pozwól, że oprowadzę cię po obozie – powiedziała optymistycznie. – I jakby coś to jestem Lory.
Nic więcej nie mówiłam tylko obydwie poszłyśmy zwiedzać obóz. Dużo się dowiedziałam, o byciu herosem i innych rzeczach. Odwiedziłam z nią Arenę, Pole Truskawek i Stadninę… pegazów.
- Lory? – zaczęłam z niepokojem
- Tak?
- Czy wiesz co oznacza czerwony symbol w kształcie jakiegoś hełmu który latał nad moją głową? – powiedziałam najszybciej jak mogłam, aby Lory nie wydawało się to dziwne, ale ona tylko odpowiedziała:
- To oznacza, że twój boski rodzic przypomniał sobie, że istniejesz czy coś w tym stylu… a czerwony hełm to chyba znak… - i w tym momencie skończyła, bo wpadał na nią jakiś chłopak. Popatrzyliśmy na niego zdziwione. On tylko coś po cichu powiedział do siebie i nas ominął.
- To jest Edgar. – powiedziała Lory – Pewnie ma za sobą walkę z lwem – dodała i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią. Nie wiem czemu, ale Lory, w porównaniu do innych, dosyć szybko zdobyła moje zaufanie. Spojrzałam za siebie, gdzie zniknął chłopak. On tylko stał odwrócony do mnie zaciskając pięść, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszyło. Nagle chłopka odszedł.
- O co mu chodziło? – zapytałam.
- Nie wiem, ale mniejsza… chciałam powiedzieć, że podobno twój boski rodzic to Ares.
- Ares?
- Tak. Ares.
Nic nie mówiłam, bo ta wiadomość mnie trochę zaskoczyła. Myślałam, że to będzie ktoś inny, ale nie Ares.
- No dobrze to… masz mi coś do pokazania?
Lory tylko pokiwała głową i zaprowadziła mnie pod jakiś dom.
- Skoro jesteś córką Aresa będziesz mieszkała w domku nr 5 – rzekła i pokazała domek.
- No dobrze, ale mam tylko tę torbę, a reszta została w rydwanie.
- Spoko. W domkach też znajdują się rzeczy, które są potrzebne. – powiedziała – A teraz muszę iść, bo mam zajęcia.
Lory gdzieś pobiegła, a ja weszłam do środka, rozpakowałam kilka moich rzeczy i od razu wyszłam. Po chwili na coś wpadałam z takim impetem, że aż się przewróciłam. Okazało się jednak, że to nie ‘coś’ lecz Edgar.
<Edgar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz