6 lat temu
Jako jedenastolatek byłem nadzwyczaj silny. To było dość dziwne. Chodziłem do szkoły, wracałem z niej. Tak przez całe 5 lat. Jednak na tym się skończyło. Podczas wycieczki do muzeum zaatakowała mnie harpia. A więc... Zbiórka była o 8:00 na boisku. Miałem wtedy urodziny więc rozdawałem zaproszenia. Ruszyliśmy do muzeum. Po drodze nie działo się nic ciekawego. Jednak w muzeum na chwilkę odłączyłem się od grupy. Zobaczyłem rzekome Strzały Artemidy. Wtedy zaatakowała mnie harpia. Pod postacią staruszki nie była straszna, ale gdy z niej "wyszła"... ugh... Rzuciła się na mnie.
- Daj mi strzały! Strzały!
- CO? - byłem zdezorientowany. - Jakie strzały?
- Strzały Artemidy! Daj mi strzały!
Dopiero teraz zauważyłem, że zniknęły. Były prawdziwe? Czy to możliwe? Jednak moje przemyślenia przerwała harpia. Krzyknęła i ponownie się na mnie rzuciła. Nawet nie zauważyłem, że jakieś coś, co chyba nazywało się satyrem, rzuciło się na potwora. Wypłoszyło go, ale najpierw zadało ciosy nożem. Z tyłu stała Grace.
...
Okazało się, że satyr to Harry i ma nas chronić, że jesteśmy półbogami, czy coś. Zaprowadził nas do Obozu Półkrwi.
Teraźniejszość
Poszedłem na arenę, by poćwiczyć łucznictwo. Wziąłem łuk, strzały i poszedłem na odpowiednia odległość. Zacząłem strzelać. Zobaczyłem jak Grace (moja siostra) idzie z Hejronem w stronę plaży. Strzelałem jeszcze kilka razy. Potem poszedłem wyjąć strzały. Oczywiście musiałem się przy tym dość mocno skaleczyć. Poszedłem umyć ręce. Nagle zobaczyłem, że Grace biegnie w moją stronę. Nad głową miała symbol Posejdona. Ja zresztą też. Uśmiechnąłem się do niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz