- Obozowiczem, półbogiem, herosem czy jak tam wolisz mówić - wyjaśniłam najzwyklejszym tonem na jaki było mnie stać.
- Nie! - zaprzeczył - O czym ty mówisz?!
- A jednak...śmiertelnikom i potworom nie wolno przekraczać granic obozu, a na satyra nie wyglądasz. Logicznie rzecz biorąc...jesteś herosem.
Chłopak wyglądał na zdezorientowanego. Rozumiałam to. Sama przez pierwsze godziny pobytu w obozie nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Zaraz... - najwtraźniej próbował pozbierać myśli - jeszcze raz. Czyli mówisz, że niby kim jestem i gdzie jestem?
Odchrząknęłam teatralnie.
- Witam w Obozie Herosów! Jesteś półbogiem czyli dzieckiem człowieka i greckiego boga, a to jedyne miejsce na ziemi bezpieczne dla greckich półbogów - powiedziałam. Chejron zdążył mi przez ten, krótki czas nieco opowiedzieć o tym miejscu, a więc zdążyłam się już trochę zorientować w temacie.
- To żart? Próbujesz mi wmówić, że jestem dzieckiem jakiegośtam boga? - spytał chłopak - Niby jakiego?
- Tego nie wiem. Nie wiem jeszcze nawet kto jest moją mamą...
- No dobra...ale ja dalej uważam, że to jakiś cyrk. Jak zamierzasz mnie przekonać do tego wszystkiego?
- A widzisz tamte pegazy? - wsakazałam odległą łąkę gdzie niopodal stajni pasły się skrzydlate konie. Chłopak westchnął. Może mi wierzył, może nie ale trudno mu było zaprzeczyć skoro widział je na własne oczy. Wiedziałam jednak, że ktoś taki jak on nie da po sobie poznać, że się poddał lecz będzie bezskutecznie próbował to ukryć.
- Niech ci będzie mądralo...i co jeszcze chcesz mi wmówić? - odezwał się.
- Przewidywalny jesteś - prychnęłam i ruszyłam przed saiebię - Chodź, oprowadzę cię trochę.
- Tutaj mieszkają herosi - powiedziałam gdy stanęliśmy na placu pomiędzy trzynastoma domkami, z czego każdy wyglądał trochę inaczej - Z tego co wiem każdy domek jest przeznaczony dla dzieci innego boga ale jeżeli nie wiesz czyim jesteś dzieckiem to na początku będziesz mieszkał ze mną w jedenastce.
- Już się cieszę - mruknął sarkastycznie ale ja postanowiłam go olać i mówiłam dalej.
- Dobra, teraz na szybko pokażę ci jadalnię, arenę, zbrojownię, a potem Wielki Dom.
- Eee...arenę? Zbrojownię? Dziewczyno, o czym ty mówisz?
- No wiesz, jak się jest herosem to trzeba umieć walczyć.
- Ale tak normalnie? W sęsie, że na prawdziwą broń? - spytał niedowierzając. Ewidentnie byłzdziwiony chociaż w jego oczach dostrzegłam błysk.
- Aha...
Po krótkim spacerze znaleźliśmy się przed areną, która mogła się niektórym kojarzyć ze stadjonem piłki nożnej. Była tylko trochę od nie mniejsza i zbudowana w greckim stylu. Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się. Właściwie to nie było tam dużo do oglądania. Pusta przestrzeń i puste trybuny. Tylko gdzieś w rogu stału upchnięte tarcze strzelnicze i manekiny z drewna i słomy. Spojrzałam na herosa rozglądającego się dookoła agle uświadomiłam sobie, że nie znam jego imienia, ani on nie zna mojego.
- Tak w ogóle to jak się nazywasz? - spytałam po czym szybko dodałam - Ja jestem Lory.
Edgar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz