- Idę dzisiaj na randkę, a potem na imprezę do przyjaciółki - mruknęła nie odrywając wzroku od tekstu. Hannah Jones - moja najlepsza na świecie mama była już trzydziestoletnią kobietą, ale ciągle zachowywała się jak nastolatka. Chodziła na imprezy i na randki z których zwykle i tak nic nie wychodziło. Od moich narodzin mama nigdy nie miała chłopaka dłużej niż przez tydzień, a o mężu nie myślała wcale. Strasznie ją kocham bo jest dla mnie zawsze bardzo wyrozumiała i zachowuje się raczej jak moja przyjaciółka niż jak mama. Mówimy sobie o wszystkim, a ona chodź mnie nie rozpieszcza pozwala mi na wiele rzeczy.
- Czyli mogę zaprosić znajomych na domówkę? - spytałam pakując sobie do plecaka drugie śniadanie i chwytając jabłko, które miałam zamiar zjeść w drodze do szkoły.
- Jasne kochanie - uśmiechnęła się do mnie.
- To super - ucieszyłam się odwzajemniając jej uśmiech - Muszę już lecieć.
- Pa! - zawołała za mną zanim zdążyłam zatrzasnąć drzwi. Przed progiem leżała moja piłka do kosza którą zaczęłam kozłować idąc chodnikiem w stronę szkoły. Do wielkiego, ceglanego budynku w jakim znajdowało się gimnazjum do którego chodziłam nie miałam daleko. W połowie drogi dołączyła do mnie Ruby i razem wstąpiłyśmy do kawiarni gdzie każda z nas kupiła wielki kubek kawy.
- Cathy ty w ogóle nie powinnaś pić kawy - stwierdziła ruda z zafascynowaniem patrząc jak palcami wybijam rytm trzydziestodwójkowy.
- Wiem - odparłam uśmiechając się do niej szeroko i nie przestając bębnić palcami w kubek. Doszłyśmy do szkoły szybciej niż bym chciała. Przechodząc przez wahadłowe drzwi do środka pocieszałam się myślą, że to tylko parę godzin, a potem zabiorę się za urządzanie imprezy. Dzisiaj był piątek więc czekały mnie dwa dni wolne od szkoły. Na samą myśl uśmiechnęłam się pod nosem i energicznym krokiem podeszłam do mojej szafki. Z kieszeni spodni wygrzebałam mały kluczyk zdradzający swoją starość licznymi przetarciami i nalotem rdzy. Wcisnęłam go do dziurki od jednej z wielu szafek poustawianych w korytarzu przy których kręcili się uczniowie przygotowując się do lekcji. Obok mnie stanęła Ruby też otwierając swoją szafkę poobklejanej od środka naklejkami i zdjęciami. Ciągnąc za klucz tym samym otwierając drzwiczki usłyszałam przeciągłe skrzypnięcie protestu. Wszystkie szafki uczniowskie zostały kupione w tym samym czasie, ale to moja wykazywała chyba największe oznaki nadmiernego używania. Zawsze obchodziłam się z nią niezbyt delikatnie, ale ilekroć byłam zmuszona do jej otwarcia dziwiłam się, że aż tak źle mnie znosi. Wsadziłam do środka część zeszytów, bluzę i piłkę po czym mocniej niż zamierzałam trzasnęłam drzwiczkami. Szafki obok zatrzęsły się lekko, ale nie bardzo mnie to przejęło.
- Urządzam dzisiaj domówkę - oznajmiłam kiedy szłyśmy w stronę sali chemicznej w której rozpoczynała się nasza pierwsza lekcja.
- Super! O której? - ruda była przyzwyczajona do tego typu wypowiedzi bo imprezowałam naprawdę często, a na każdym z przyjęć towarzyszyła mi chętnie i to ona zawsze pomagała mi sprzątać kiedy wszyscy goście opuścili już mój dom.
- Możemy zacząć koło siódmej - stwierdziłam - Przyjdziesz do mnie po szkole?
- Pewnie - odparła otwierając przed nami drzwi. W klasie siedziało już większość osób z naszej klasy.
- Hej! - zawołałam, a wszyscy popatrzyli na mnie. Niektórzy z zainteresowaniem i uśmiechami na twarzach, ale było też parę osób mierzących mnie nienawistnymi spojrzeniami - Urządzam dzisiaj imprezę! Kto chce niech przyjdzie.
Ruszyłyśmy w kierunku naszej ławki. Już teraz parę osób zapewniło swoją obecność. Pewnie wiedzieli, że będzie dobra zabawa już z doświadczenia. Lekcja była tak nudna jak tylko potrafi nudna być chemia. Słuchałam jednym uchem nauczycielki, a drugim Ruby z którą prowadziłam cichą rozmowę. Bazgrałam przy tym po zeszycie pełnym już bardziej lub mniej udanych rysunków. Nie mam talentu rysowniczego, ale lubię to bez względu na to jak obrzydliwe rysunki tworzę. Po chemii przeszłyśmy przez cały budynek na angielski - ulubioną lekcję Ruby.
- Masz zadanie? - spytała kiedy wspinałyśmy się po schodach na trzecie piętro.
- Nie. Nie wiedziałam nawet, że Evans nam coś zadała - zaśmiałam się.
- Trzeba było napisać wypracowanie na cztery strony A4 - oznajmiła patrząc na mnie z politowaniem - O tematyce horrorystycznej. Moje jest o dziewczynie, która wyjechała na weekend do starej ciotki, której dom jest nawiedzony.
- To ty jesteś nawiedzona skoro napisałaś wypracowanie na durne cztery kartki - wypaliłam. Przyjaciółka nie odpowiedziała bo właśnie weszłyśmy do klasy gdzie rozpoczynała się już lekcja. Przez następne czterdzieści pięć minut nie zamieniłam z Ruby ani słowa chodź siedziałyśmy razem w ławce. Dziewczyna zawsze była bardzo uważna na angielskim i nigdy nie pozwalała mi się rozpraszać. Przez pierwsze dziesięć minut wystukiwałam długopisem rozmaite rytmy o kant ławki wpatrując się w monotonny krajobraz za oknem. Wyobrażałam sobie przy tym jak wyglądałby świat gdyby wszędzie dookoła byłoby tak jak w Krainie Czarów do której trafiła Alicja. Ta książka była jedyną jaką sama z własnej woli przeczytałam, a zajęło mi to prawie pół roku. Mimo, że nienawidzę czytać rzędy liter wciągnęły mnie do swojego świata. W chwili gdy stwierdziłam, że na świecie byłoby za dużo uśmiechniętych kotów przestałam stukać i popatrzyłam na nauczycielkę - panią Evans.
- Mogę iść do toalety? - spytałam bez podnoszenia ręki tylko dlatego, że miałam szczerze dość siedzenia w jednym miejscu.
- Od tego jest przerwa Richards - kobieta przerwała swój wykład mierząc mnie niezadowolonym spojrzeniem.
- Na przerwie nie zdążyłam - wyjaśniłam bez cienia skruchy - Przerwy pomiędzy lekcyjne powinny być dłuższe.
- No dobrze - anglistka westchnęła wyraźnie poirytowana - Obiecaj tylko, że to ostatni raz.
- Obiecuję - odparłam od razu po czym dodałam w myślach: Że będę pani uprzykrzać życie jak tylko mogę. Wyszłam w klasy i energicznym krokiem przeszłam przez korytarz. Nie bardzo wiedziałam w którą stronę idę. Ważne było tylko to żeby rozprostować nieco nogi. Mniej więcej po piętnastu minutach i obejściu całej szkoły wróciłam do klasy. Pani Evans patrzyła na mnie spode łba, ale nic nie powiedziała wracając do objaśniania jakichś skomplikowanych zasad ortografii. Po angielskim miałyśmy jeszcze parę równie nudnych lekcji na których na szczęście rozmawiałam z Ruby, a potem z nieukrywaną ulgą opuściłyśmy teren szkoły.
- Czy Alex powiedział ci, że będzie na przyjęciu? - spytała ruda kiedy dochodziłyśmy już do mojego domu.
- Tak - uśmiechnęłam się do niej. Alexander był chłopakiem chodzącym do naszej klasy w którym już do roku podkochiwała się Ruby. Też grał w koszykówkę w naszej szkolnej drużynie, więc miałam z nim dobry kontakt. Często przekonywałam przyjaciółkę żeby z nim porozmawiała, albo żeby poszli gdzieś razem, ale ona była bardzo nieśmiała. Również Alexa nakłaniałam do bliższego kontaktu z dziewczyną co na razie poskutkowało jedynie tym, że po szkole poszli razem do Starbucksa. Chłopak przychodził na każdą moją imprezę, a ja byłam pewna, że robi to głównie dla Ruby.
Weszłyśmy do domu, a ja zatrzasnęłam głośno drzwi żeby dać mamie znać, że już jestem.
- Cześć dziewczyny! - zawołała na nasz widok zbiegając ze schodów. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy uda z odsłoniętymi ramionami. Włosy spięła w artystycznego koka, a na twarzy miała już delikatny makijaż podkreślający jej oczy o tej samej barwie co moje.
- Świetnie wyglądasz - uśmiechnęłam się do niej - Kto ma to szczęście iść z tobą na randkę?
- Ma na imię Dean - mama zarumieniła się lekko - Pracuje w księgarni muzycznej, ale kiedyś grał w kosza.
- Już go lubię - zaśmiałam się.
- Zrobiłam naleśniki. Powinno wystarczyć dla was obu - oznajmiła.
- Kocham pani naleśniki - westchnęła Ruby z zachwytem - Są mistrzowskie.
- Ile razy mam ci powtarzać żebyś mówiła do mnie Hannah? - spytała mama z uśmiechem - Kiedy mówisz do mnie per "pani" czuję się staro.
- Dobrze - zgodziła się ruda.
- To ja już będę lecieć i pewnie wrócę rano - mama zaśmiała się chwytając swoją czarną kopertówkę do której wsadziła portfel, klucze i telefon - Zadzwoń do mnie kiedy skończycie waszą imprezę.
- Jasne - posłałam jej ostatni uśmiech zanim wyszła z domu równie mocno jak ja trzaskając drzwiami które zatrzęsły się niebezpiecznie.
- No to jesteśmy same! - zawołałam uszczęśliwiona. Zjadłyśmy naleśniki oglądając film i rozmawiając, a potem zabrałyśmy się za urządzanie imprezy. Byłam pewna, że długo jej nie zapomnę.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz